Serbia w Afryce :)

Mniej więcej dwa lata temu popełniłem taki oto wpis. Brzmi on wyjątkowo zabawnie w kontekście dwóch aktualnych faktów, czyli totalnej klęski Polski i koszmarnej porażki Chorwacji, której Anglicy dokopali tak, że bardziej już się nie da. Zemsta za Euro 2008 jest zaprawdę słodka... Tak źle Chorwacja nie grała od dawien dawna, a Polska... Cóż, szkoda gadać. Wszyscy widzieliśmy – czy tego chcieliśmy, czy nie – ostatnie wyczyny Biało-Czerwonych.

Każdej złej informacji towarzyszy co najmniej jedna dobra. I dlatego, choć porażki Polski i Chorwacji bolą, ja mimo wszystko jestem zadowolony z europejskich kwalifikacji do Mistrzostw Świata 2010. Serbia trafiła na imprezę po serii niesamowitych meczów (serbska federacji wyciągnęła wnioski :D) i pokazała, że piłkarsko wciąż ma ogromny potencjał. Żeby tylko nie skończyło się, jak w 2000 i 2006 roku, a będę przeszczęśliwy, heh. Co jeszcze cieszy? Powrót reprezentacji Słowenii do gry o najwyższą stawkę. Mam niewielkie nadzieję, że Słoweńcy przejdą przez baraże, ale ucieszyłbym się, gdyby mnie zaskoczyli. No i Bośnia-Hercegowina. Pierwszy raz na jakiejkolwiek imprezie? Oby! Ta drużyna, prowadzona przez zdobywcę brązowego medalu z 1998 roku Miroslava Blaževicia (!) i złożona z iskrzącej mieszanki Serbów, Bośniaków oraz Chorwatów, grała naprawdę ambitnie w kolejnych swoich meczach, a do tego wyjątkowo skutecznie – 25 goli mówi samo za siebie. Myślę, że BiH ma duże szanse w starciu z każdą ekipą, na którą może trafić w barażach.

Ciekaw jestem, jak to się wszystko potoczy. Na ostatnim mundialu (argh, nie lubię tego słowa) mogłem zobaczyć aż trzy "swoje" drużyny, jednak ich wynik był katastrofalny (6 porażek, 2 remisy, 1 wygrana). Teraz wolałbym zobaczyć jedną, za to taką, która dochodzi np. do ćwierćfinału. Tak, wiem, nadzieja matką głupich... I pomyśleć, że tak sobie mówię co dwa lata :)