05-09-2008 15:47
Serbia #3 - Wiara i religia
Odsłony: 323
Nie chodzę do kościoła i uważam wszystkie religie za zło konieczne, niemniej z ciekawości postanowiłem wziąć udział w mszy obrządku wschodniego. Gdybym zawczasu wiedział na co się piszę, na pewno dałbym sobie z tym spokój. Półtorej godziny liturgii niezmiennej od półtora tysiąclecia wypełnione było monotonnym zawodzeniem popa i jego żony (o tym później) w niezrozumiałym starocerkiewnosłowiańskim, bezustannym robieniem znaku krzyża (średnia: 1 krzyż na pół minuty) i... wysłuchiwaniem skwierczenia gasnących w wodzie świec, które wierni tradycyjnie palą w specjalnym miejscu przy wejściu. Po tej wizycie w cerkwi już nigdy nie powiem, że msza katolicka jest nudna!
W każdym razie msza była o tyle ciekawa, że ludzie zachowywali się nań zadziwiająco swobodnie. W cerkwi nie ma miejsc świętych, można wejść wszędzie i stanąć wszędzie (wyjątkiem jest część za ikonostasem), co skrzętnie wykorzystują wierni. Mimo trwającej mszy, można było chodzić w te i we w te, wychodzić i wchodzić do budynku kiedy się chce, tak samo siadać i wstawać — przy czym trzeba podkreślić, iż w cerkwi... brak miejsc siedzących. Są tylko pojedyncze krzesła pod ścianami, dla babć i dziadków, którzy rzeczywiście nie mają siły stać półtorej godziny. Pewnie to jeden z powodów, dla którego do cerkwi chodzi tak mało ludzi, hehe, nawet wspomniane babcie i dziadkowie rzadko tam zaglądają. Jugosłowiański komunizm naprawdę skutecznie wyplenił religię, a tej nigdy nie udałoby się utrzymać, gdyby nie serbski nacjonalizm, mocno zeń związany historią. Krótko mówiąc, w Serbii religia leży i kwiczy, co mnie osobiście bardzo cieszy.
Wracając jeszcze do swobody. Tam, gdzie byłem, po mszy pop zawsze wychodził do wiernych, by z nimi porozmawiać, literalnie, o wszystkim i wszystkich. To, plus spora możliwość manewrowania wewnątrz budynku, jest miłą odmianą po sztywnym polskim kościele, w którym wyjście w środku mszy sprawia, iż odnosisz wrażenie, jak gdyby połowa ludzi chciała cię na miejscu rozszarpać.
Trzy ciekawostki na koniec. 1. Pop nie może objąć żadnej parafii jeśli wpierw nie znajdzie sobie żony. Jest w tym pewna logika, kobieta bowiem pomaga mu w prowadzeniu mszy w zastępstwie nieobecnych w obrządku prawosławnym ministrantów. 2. Na cmentarzach komunizm przetrwa zdecydowanie najdłużej. Co czwarty nagrobek w Wojwodinie zdobi zarys socjalistycznej gwiazdy – zamiast krzyża ma się rozumieć (przykład na załączonym obrazku). 3. Największa prawosławna świątynia na świecie znajduje się w Belgradzie. Jest to nieukończona od wewnątrz cerkiew św. Sawy, którą miałem przyjemność odwiedzić. Gdy człowiek znajduje się w środku, ma wrażenie, że w porównaniu z gmachem jest drobniutkim pyłkiem. Kolana same się uginają (zapewne zamierzony efekt, heh), kiedy się spojrzy o odległy o około 70 metrów sufit głównej kopuły. Niesamowita sprawa.
W każdym razie msza była o tyle ciekawa, że ludzie zachowywali się nań zadziwiająco swobodnie. W cerkwi nie ma miejsc świętych, można wejść wszędzie i stanąć wszędzie (wyjątkiem jest część za ikonostasem), co skrzętnie wykorzystują wierni. Mimo trwającej mszy, można było chodzić w te i we w te, wychodzić i wchodzić do budynku kiedy się chce, tak samo siadać i wstawać — przy czym trzeba podkreślić, iż w cerkwi... brak miejsc siedzących. Są tylko pojedyncze krzesła pod ścianami, dla babć i dziadków, którzy rzeczywiście nie mają siły stać półtorej godziny. Pewnie to jeden z powodów, dla którego do cerkwi chodzi tak mało ludzi, hehe, nawet wspomniane babcie i dziadkowie rzadko tam zaglądają. Jugosłowiański komunizm naprawdę skutecznie wyplenił religię, a tej nigdy nie udałoby się utrzymać, gdyby nie serbski nacjonalizm, mocno zeń związany historią. Krótko mówiąc, w Serbii religia leży i kwiczy, co mnie osobiście bardzo cieszy.
Wracając jeszcze do swobody. Tam, gdzie byłem, po mszy pop zawsze wychodził do wiernych, by z nimi porozmawiać, literalnie, o wszystkim i wszystkich. To, plus spora możliwość manewrowania wewnątrz budynku, jest miłą odmianą po sztywnym polskim kościele, w którym wyjście w środku mszy sprawia, iż odnosisz wrażenie, jak gdyby połowa ludzi chciała cię na miejscu rozszarpać.
Trzy ciekawostki na koniec. 1. Pop nie może objąć żadnej parafii jeśli wpierw nie znajdzie sobie żony. Jest w tym pewna logika, kobieta bowiem pomaga mu w prowadzeniu mszy w zastępstwie nieobecnych w obrządku prawosławnym ministrantów. 2. Na cmentarzach komunizm przetrwa zdecydowanie najdłużej. Co czwarty nagrobek w Wojwodinie zdobi zarys socjalistycznej gwiazdy – zamiast krzyża ma się rozumieć (przykład na załączonym obrazku). 3. Największa prawosławna świątynia na świecie znajduje się w Belgradzie. Jest to nieukończona od wewnątrz cerkiew św. Sawy, którą miałem przyjemność odwiedzić. Gdy człowiek znajduje się w środku, ma wrażenie, że w porównaniu z gmachem jest drobniutkim pyłkiem. Kolana same się uginają (zapewne zamierzony efekt, heh), kiedy się spojrzy o odległy o około 70 metrów sufit głównej kopuły. Niesamowita sprawa.